08/19 WIELKIE DZIĘKI MARCIN
Aktualności i komunikaty » 08/19 WIELKIE DZIĘKI MARCIN
(17.08.2019) Polowanie jak wiele ale jednak inne i warte wspomnienia. Pełnia nie pozwalała zostać w domu. Sierpniowy, weekendowy piątek napawał optymizmem, zwłaszcza że na porannym podchodzie za kozłem na sektorze 8 na ścierni w bezpośrednim sąsiedztwie kukurydzy zauważyłem świeże buchtowanie. Jeszcze mokra ziemia i pojedyncze głębokie wykopy sygnalizowały pojawienie się w nocy pojedynka. W łowisku zjawiłem się chwile przed 20-tą tak aby jeszcze sprawdzić czy na końcówce rui uda się spotkać ciekawego capa. Krótki spacer i w oddali na ścierniku pojawia się koza, w dali jakieś 100 metrów za nią leży kozioł. Daleko, jakieś 250 metrów, ciężko dobrze ocenić kozła, jednak porostki sporo powyżej łyżek, szyja masywna, sporo siwizny. MMS od Waldka z ładnym selektem właśnie przez niego pozyskanym. Odpisuje gratulując i staram się podejść mojego kozła ale sytuacje komplikuje koza, która czujnie rozgląda się i lustruje okolice. Powoli ścianą kukurydzy zbliżam się do kozła. Jakieś 60 m przed koza, powoli się jej pokazuje. Ona chwilę bada kto to się pojawił i powoli schodzi do kukurydzy. Kozioł nie reaguje i cały czas leży, ewidentny koniec rui. Podchodzę bliżej, jeszcze jakieś 20 metrów. Teraz, dokładnie oceniam kozła; wysoki, cienki szóstak ale groty słabo wykształcone. Na strzał ale odpuszczam i powoli wracam, kierując się w stronę auta.
Zaczyna robić się ciemno. Podjeżdzam w miejsce gdzie rano widziałem ślady bytowania pojedynka. Sprawdzam wiatr i ustawiam się tak aby dobrze lustrować miejsce skąd powinien się pojawić Kuba. Za plecami powinien wyjść księżyc, wiatr idealny w moją stronę, przede mną zakrzaczenia gdzie bije źródełko, po prawej w dole ściana kukurydzy. Idealnie. Ustawiam pastorał, stołek, zrobiło się całkowicie ciemno. Księżyc wzejdzie za jakieś 30-40 minut. Czekam. Pojawił się księżyc w swojej pełni, zrobiło się jasno. Kompletna cisza i żadnego ruchu w łowisku. Kilka minut po 23, patrzę w stronę ambony nr 3, odwracam głowę lekko w lewo i sprawdzam co dzieje się na polu z pozostawioną ściernią. JEST … pojedynek buchtuje na otwartym polu, pojawiając się bezszelestnie jak spod ziemi. Szybka ocena, pastorał, R93 i strzał…. W lunecie widzę jak dzik uchodzi w stronę Stanicy. Nie słyszę przyjęcia, odległość może 100-120 metrów, trudno o poprawną ocenę odległości w nocy ale nie mogło być dalej. Sprawdzam ściernie lornetką, nic nie widać aby leżało. Łapie punkt orientacyjny, zabezpieczam broń, biorę latarkę i idę sprawdzić zestrzał. Idę w stronę miejsca zestrzału a tu pech, po dwóch minutach gaśnie latarka. Krótkie zastanowienie, nie mogę tak tego zostawić bo ciężko będzie zasnąć, dzwonię do kolegów polujących obok na czwórce, jeden telefon, drugi, trzeci, hm, wybieram telefon do drugiego kolegi, cisza …. sms do trzeciego polującego jeszcze … brak odpowiedzi. No cóż, bywa. Wracam do samochodu, spróbuje sprawdzić teren na światłach auta. Pojechałem w stronę zestrzału ale w takich warunkach i bez latarki ciężko będzie go odnaleźć. Spróbować jednak trzeba. Niestety nie mogę odnaleźć zestrzału, farby też nie widzę, w światłach nic nie leży na polu. Jadę w kierunku gdzie uszedł dzik, w stronę Stanicy. Nie ma, trudno, będę musiał podjechać rano, noc ciepła, w przypadku trafienia tusza się zmarnuje. Nie chcę dopuścić myśli, że dzik nie został chociażby draśnięty. Nie poddaje się, wypuszczam Zule. Ryzykuje, bo w przypadku starcia z rannym sporym Kubą mogą być problemy. Zawracam w miejsce gdzie potencjalnie powinien być zestrzał, Zula okłada pole jak przystało na wprawionego wyżła, w prawo, w lewo, raz jest, raz znika w światłach Toyoty. Trzyma się jednak 60-80 metrów przed autem. Po chwili jakieś 100 metrów od A3 Zula się zatrzymuje z zaczyna coś tarmosić. Uśmiech pojawił się na twarzy, jest i ON. Dzik leży, strzał komorowy, uszedł może ze 20 metrów. Kuba spory, jak na nasze łowisko, oceniam go na około 90 kilogramów. Zabieram się do patroszenia w światłach auta, dziesięć minut i gotowe. Ups … brak kratki powoduje, że musze go wrzucić do kuwety i następnie do auta. Nie dam rady. Każdy kto miał już taką sytuacje to wie o czym pisze. Nikt nie oddzwania, nie dam rady go wrzucić w pojedynkę. Sprawdzam w EPI kto blisko poluje, pełnia, sporo ludzi w łowisku. Dzwonię do Marcina, nie sprawdzając, że Marcin wpisany był dopiero od drugiej. Nie odbiera, sekunda, oddzwania, Marcin w łóżku, pyta się co się stało? Trzeba dzika załadować, szybka odpowiedź Marcina: gdzie jesteś, już jadę. Po 15 minutach widzę, że ściernią jedzie swoją osobówką Marcin. Uff, jaka ulga. We dwójkę ładujemy dzika do samochodu. Kilka minut rozmowy, podziękowania i mogę pojechać do skupu. Dzik w skupie po wypatroszeniu 80 kg.
Piszę ten tekst aby jeszcze raz podziękować Marcinowi, bez niego nie dałbym rady zapakowałć tego dzika. Myślistwo to piękna przygoda w większości spełniana w pojedynkę ale są momenty gdzie pomoc i koleżeństwo bywa nieodzowne. Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI MARCIN, takie gesty pamięta się długo.
jw